i wzgardliwą, w której widać było pewną przesadę obok rzeczywistego wyczerpania rasy.
— Ba! powiedział, życie nie jest warte tylu zabiegów. Nie ma w niem nic zabawnego.
Ponieważ oburzony Mouret patrzył na niego z głębokiem zdziwieniem, dodał:
— Może się stać wszystko, albo nic. Więc na jedno wychodzi: czekać z założonemi rękami.
Wyspowiadał się ze swego pesymizmu, z mierności i niepowodzeń swego życia. Chwilowo marzyłem o literaturze, lecz ze stosunku z poetami, pozostała mi jakaś ogólna rozpacz. Zawsze spostrzegałem w końcu bezużyteczność wysiłków, nudę powodowaną czczą i jednostajną egzystencyą i ostateczną głupotę ludzką. Uciechy, zawodzą i nawet w czynieniu źle nie ma się przyjemności.
— Powiedz mi, czy ty się bawisz? zapytał nakoniec.
Mouret osłupiał z oburzenia i wykrzyknął:
— Jakto, czy się bawię? Cóż ty wygadujesz? Jużeś do tego doszedł, mój kochany? Ależ naturalnie że się bawię, nawet kiedy mi się nie wiedzie, bo wówczas się wściekam na ten stan rzeczy. Ja bo należę do namiętnych, nie biorę życia ze spokojnej strony i to mnie może do niego przywiązuje.
Rzuciwszy okiem na salon, zniżył głos:
— Niektóre kobiety dały mi się we znaki, przyznaję, ale jak mi która wpadnie w ręce, to ją
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/107
Ta strona została skorygowana.