gazem przytaczano dotąd jeszcze, trwał ciągle w niepokoju i uporze.
— Rozumiem, sprzedajesz pan tanio — powiedział — żeby sprzedać dużo; a sprzedajesz dużo, bo sprzedajesz tanio... Tylko idzie o to, żeby sprzedawać... więc raz jeszcze zapytam: komu sprzedawać będziesz? Jakiemi środkami spodziewasz się pan podtrzymywać taką kolosalną sprzedaż?
Nagły wybuch głosu wydobywającego się z salonu, przeszkodził objaśnieniom Moureta. To pani Guibal wolałaby falbany z koronek d’Alençon ułożone w kształcie fartuszka.
— Ależ moja droga — mówiła pani de Boves — fartuszek także jest niemi przykryty. Nigdy w życiu nie widziałam nic tak wspaniałego!
— Podsuwasz mi dobrą myśl — odezwała się pani Desforges — już mam kilka kawałków d’Alençon... Muszę dokupić, żeby mieć cały garnitur.
Głosy przycichły, wydając tylko szepty, pełne pieszczoty, rozkoszy, uniesień. Cyfry brzmiały, żądze wzmagały się i panie całemi garściami nabywały koronki.
Gdy się nareszcie Mouretowi udało przemówić, rzekł:
— Kto umie sprzedawać, ten sprzedaje co chce! W tem nasz tryumf!
Z werwą południowca, w ognistych i plastycznych słowach, przedstawił następnie obraz nowego handlu. Zaczął od dowodzenia, że wielką jest
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/120
Ta strona została skorygowana.