wzgardy, właściwej mężczyźnie, gdy kobieta jest tak niedorzeczną, że mu się odda.
— Posiądź pan kobietę — rzekł do barona, śmiejąc się zuchwale, — a sprzedasz świat cały.
Baron zrozumiał go teraz; wystarczyło kilka frazesów: resztę zaś odgadywał. To wyzyskiwanie kobiet, rozogniało go i odezwał się w nim dawny hulaka. Pomrugiwał znacząco oczami i z uwielbieniem zaczął spoglądać na twórcę tej maszyny do pochłaniania kobiet. Doznał pewnego wrażenia, ale doświadczenie życia natchnęło go słowy, które już wypowiedział Bourdoncle.
— Zobaczysz pan, że się odpłacą.
Mouret wzruszył tylko ramionami z piorunującą pogardą:
— Wszystkie do mnie należą, są moją własnością — rzekł — ja zaś nie oddaję się żadnej. Gdy wyciągnę z nich majątek i rozkosz, rzucę je w kąt, dla tych, co będą jeszcze mogli czerpać z nich życie!
Była to wyrozumowana wzgarda południowca i spekulanta.
W końcu zapytał:
— Cóż, kochany panie, zwiążesz się ze mną? Czy interes tyczący się gruntów zdaje ci się możliwy?
Baron nawpół zwalczony, niechciał się jeszcze zobowiązywać. Pomimo uroku Moureta coraz trudniej mu było powziąść postanowienie. Właśnie miał dać wymijającą odpowiedź, kiedy nalegające
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/124
Ta strona została skorygowana.