— Czy ta wyprzedaż z pewnością odbędzie się w poniedziałek? Zapytała właśnie pani Marty.
— Tak pani, — odrzekł Mouret, śpiewnym aktorskim głosem, jakim zwykle przemawiał do kobiet.
Tu odezwała się Henryeta:
— Rozumie się, że wszystkie pójdziemy. Podobno przygotowujesz pan cuda...
— O, cuda... — szepnął z udaną skromnością — staram się tylko zasłużyć na pań zadowolenie.
Ale one zaczęły go zarzucać pytaniami. Pani Bourdelais, pani Guibal, nawet Bianka, chciały się czegoś więcej dowiedzieć.
— Prosimy o szczegóły, powtórzyła nalegająco pani de Boves. Pan nas skazujesz na śmiertelne męki.
Otoczyły go wszystkie. Wtem Henryeta przypomniała sobie, że nie pił jeszcze herbaty. Ogólne było zmartwienie i cztery damy zaczęły mu usługiwać, byleby im odpowiedział później. Henryeta nalewała, pani Marty trzymała filiżankę, podczas gdy pani de Boves i pani Bourdelais współubiegały się o zaszczyt włożenia cukru. — Gdy nie chciał usiąść, tylko stojąc pomiędzy niemi, zaczął pić powoli, wszystkie zbliżyły się i zamknęły go w ciasnem kole swych sukien Z głową do góry podniesioną, z okiem błyszczącem, uśmiechały się do niego.
— Cóż to za materya Paris Bonheur, o której wszystkie pisma głoszą? niecierpliwie zapytała pani Marty.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/126
Ta strona została skorygowana.