— O, to coś niezwykłego: faille gros grain miękka... zobaczycie ją panie... ale tylko u nas, bośmy ją kupili na wyłączną własność.
— Doprawdy? Piękna materya — po pięć franków i sześćdziesiąt centymów, zawołała pani Bourdelais z zapałem. To nie do uwierzenia!
Ta materya, odkąd ją zaczęto reklamować, zajmowała dużo miejsca w ich codziennem życiu. Mówiły o niej i oczekiwały jej, dręczone żądzą i powątpiewaniem. Pod ciekawą gadatliwością, jaką zamęczały Moureta, przebijał się ich temperament, jako kupujących: pani Marty, przejęta szałem do wydatków, brała wszystko w Magazynie Nowości bez wyboru, co tylko zobaczyła na wystawie, pani Gluibal przechadzała się tam godzinami nic nie kupując, poprzestając na rozkosznem uraczeniu oczu. Pani de Boves, której niedostawało pieniędzy, ciągle dręczona jaką żądzą, przechodzącą jej środki, miała żal do towarów, których nie mogła zabrać; pani Bourdelais, rozsądna i praktyczna mieszczka, chodziła tylko na wyprzedaże i tak umiejętnie korzystała z wielkich magazynów, jako dobra gospodyni i wolna od gorączki, że umiała zawsze na swych sprawunkach, poczynić znaczne oszczędności; nareszcie Henryeta, wielka elegantka, kupowała tam tylko niektóre przedmioty... jako to: rękawiczki, pończosznicze wyroby i grubszą bieliznę.
— Mamy jeszcze inne towary, zadziwiająco tanie i piękne, mówił dalej Mouret swym śpiewnym
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/127
Ta strona została skorygowana.