górę po okrycia. Panny oszczędzały się, chodziły powoli, wyprostowane, żeby zachować siły na męczące popołudniowe godziny. Dyoniza zmieszana tą myślą, że one czyhają na jej debiut, zatemperowała ołówek, dla nadania sobie kontenansu, potem naśladując inne, zatknęła go pomiędzy guzikami od stanika. Podniecała w sobie odwagę, postanawiając koniecznie zdobyć swe miejsce: poprzedniego dnia powiedziano jej bowiem, że zostaje przyjętą bez stałej pensyi, tylko z pewnym procentem od towarów jakie sprzeda. Spodziewała się zarobić około tysiąca dwóchset franków, wiedząc że wprawne dziewczęta dochodzą i do dwóch tysięcy, budżet jej był gotowy: ze stu franków miesięcznie mogła opłacić pensyą Pépé i utrzymywać Jana, niepobierającego ani grosza, sama także mogła żyć, kupić coś z ubrania i z bielizny. Ale żeby pozyskać taką sumę, musiała być silną, pracowitą, nie uważać na niechętne otoczenie, walczyć, wyrywać swą część z rąk koleżanek gdyby tego była potrzeba.
Gdy się tak zagrzewała do boju, przeszedł przed jej oddziałem, wysoki młodzieniec i uśmiechnął się. Poznawszy Deloche’a, który poprzedniego dnia przyjęty został do oddziału koronek, odpłaciła mu się uśmiechem, uradowania z odnalezionej przyjaźni, w ukłonie tym widząc dobrą przepowiednię.
O wpół do dziesiątej dzwonek wezwał do śniadania pierwszy stół. Za powtórnym odgłosem, po-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/145
Ta strona została skorygowana.