że się nazywa pani Boutarel, że mieszka w Albinie nie troszcząc się ani o jej stanowisko, ani o sposób do życia.
— Jakże zdrowie pani? — zapytała uprzejmie pani Aurelia, która do niej przystąpiła.
— Czego pani sobie życzy? zaraz usłużymy. — I obracając się, zawołała: — Panienki!
Przybliżyła się Dyoniza, ale Klara także przyskoczyła, zazwyczaj, leniwą była do sprzedaży, nie dbała o pieniądze, zarabiając więcej i bez trudu na mieście, lecz podnieciła ją chęć odebrania dobrej klientki, nowoprzybyłej.
— Przepraszam, to moja kolej — odezwała się Dyoniza z oburzeniem.
Pani Aurelia usunęła ją surowem wejrzeniem, mówiąc po cichu:
— Tu nie ma kolei, ja jedna jestem panią... skoro się panna wprawisz, to będziesz obsługiwała znajome klientki.
Dziewczyna usunęła się i chcąc ukryć łzy, zdradzające zbytnią wrażliwość, odwrócona ku zwierciadłom, udawała że wygląda na ulicę. Czy one mi nic nie dadzą sprzedawać? Czy będą wszystkie w zmowie, żeby mi odbierać ważniesze sprzedaże? myślała. Lękała się o przyszłość; zdawało jej się, że ją zmiażdżą, stojącą pośród tylu rozkiełznanych żądz. Przejęta gorzkiem poczuciem swego osamotnienia, z czołem opartem o zimną szybę, patrzyła na Vieil Elbeuf, rozmyślając, że może powinna była błagać stryja, żeby ją zatrzy-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/147
Ta strona została skorygowana.