mał u siebie; może on także żałuje swego postanowienia, myślała, bo mi się zdawał bardzo wzruszony wczoraj. Teraz jestem sama jedna w tym wielkim magazynie, gdzie mnie nikt nie lubi, gdzie mię drażnią, gdzie ginę w tłumie. Pépé i Jan tułają się u obcych, oni co mnie dotąd na krok nie odstępowali. Taki żal ją ogarnął, że musiała powstrzymywać łzy, przez które ulica wyglądała, jakby mgłą otoczona.
Po za nią tymczasem słychać było szmer głosów.
— To okrycie jest za szerokie — mówiła pani Boutarel.
— Przeciwnie, na ramionach doskonale leży — powtarzała Klara. — Chyba, że pani woli szubkę, aniżeli płaszczyk.
Dyoniza drgnęła, uczuwszy w tej chwili czyjąś rękę na swem ramieniu. Pani Aurelia surowo się odezwała:
— Cóż to, panna nic nie robisz teraz, przyglądasz się przechodniom... o, to u nas nie uchodzi!
— Kiedy mi nie dają sprzedawać!
— Jest inne zajęcie dla panny. Trzeba zacząć od początków... złóż to, co porozrzucane...
Dla zadowolenia tych kilku klientek, które się tam już zjawiły, trzeba było przetrząsać wszystkie szafy i na dwóch długich dębowych stołach, po lewej i prawej stronie sali, piętrzyły się płaszcze, szuby, rotondy, vetêments, różnych wielkości i z rozmaitych materyałów. Nic nieodpowie-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/148
Ta strona została skorygowana.