— Także osobliwszy pomysł — rzekł — zajmują nam tylko miejsce w kieszeniach.
Była pomiędzy nimi głucha walka. Favier, zazwyczaj udawał że ustępuje Hutinowi i uznaje wyższość jego, chociaż kąsał go po za plecami. Bolało go to obecnie, że mniej zręcznym będąc od niego, z taką łatwością zdmuchnął mu z przed nosa trzy franki.
— Piękny dzień nie ma co mówić! Jeżeli tak dalej pójdzie, nie będę mógł poczęstować nawet wodą Balcerską moich gości! — myślał.
Wśród ożywiającej się sprzedaży, chodził zwolna przed kontuarami; ostrzył zęby, czyhał na zdobycz, zazdrościł nawet swemu naczelnikowi, który odprowadzał właśnie ową młodą i chudą kobietę, powtarzając:
— Bardzo dobrze... Bądź pani łaskawą powiedzieć, że się postaram uzyskać jeszcze i tę grzeczność u pana Moureta.
Oddawna już Mouret opuścił swe stanowisko w antresoli, przy poręczy wschodów wiodących do halli. Niespodzianie znów się zjawił jednak, a ztamtąd rozejrzał się po całym magazynie. Twarz mu się rumieniła, wiara powracała i ożywiała go, w obec fali ludzi, która pomału zalewała cały magazyn. Był to oczekiwany napływ popołudniowy, tłum, o którym przez czas jakiś gorączkowo powątpiewał. Wszyscy subiekci byli na swych stanowiskach; ostatni odgłos dzwonu, oznajmił koniec śniadania trzeciego stołu. Po-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/156
Ta strona została skorygowana.