gdzie czuć było rozszalałe zwierzę, któreby wpadło do puszki z ryżowym pudrem, dziewczyny. Ale wobec tego banalnego kontuaru nie czuła rękawiczek i pomiędzy nią a sprzedającym, ktokolwiekby on był, nie zradzały one zmysłowego ciepła.
— Czem jeszcze mogę pani służyć?
— Dziękuję, niczem. Proszę to odesłać do kasy Nr. 10, dla pani Desforges.
Jako stała klientka, przesyłała do kasy sprawunki wraz ze swem nazwiskiem, nie żądając aby za nią szedł subiekt. Skoro odeszła, Mignot mrugnął okiem, do sąsiada; któremu chciał dać do zrozumienia, że zaszło pomiędzy nimi coś niezwykłego.
— Z chęcią kładłoby jej się ciągle rękawiczki! rzekł otwarcie.
Pani Desforges, dalej robiła sprawunki. Zwróciwszy się na lewo, zatrzymała się przy białych towarach, żeby kupić ścierki; potem obeszła do koła i dotarła aż do wełnianych wyrobów w głębi galeryi. Ponieważ była zadowoloną ze swej kucharki, chciała ją obdarzyć suknią. Oddział wełnianych towarów, był natłoczony publicznością; głównie uwijały się tam mieszczki; dotykały materyi i obliczały się w myśli. Musiała usiąść na chwilę. W przedziałach mieściły się ogromne sztuki tkanin, które z trudnością dźwigali subiekci; nie mogli dać sobie już rady z nagromadzonemi towarami na kontuarach, gdzie się
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/161
Ta strona została skorygowana.