działce materyał błękitnawy, który chciała obejrzeć. Wówczas zrezygnował się i podał go, lecz osądziła, że jest za ostry. Potem nastąpiły szewioty, dyagonale, rozmaite odcienia szarych kolorów, różne gatunki wełny, której dotykała się przez ciekawość, dla przyjemności tylko, będąc zdecydowaną wziąść co bądź. Młodzieniec zmuszony był sięgać do najwyższych przedziałów, aż mu kości trzeszczały. Nie było widać kontuaru z pod jedwabistych kaszmirów i popelin, z pod szewiotów z ostrym włosem, z pod pluszowego puszku wigoniów. Były tam wszelkiego rodzaju tkaniny i kolory. Bez najmniejszego zamiaru kupienia, kazała sobie pokazać nawet grenadinę i gazę z Chambéry. Nakoniec gdy ją to już znudziło, powiedziała:
— Doprawdy, że najpierwsza sztuka, była najlepsza, to dla mojej kucharki... ta szarsza w mały rzucik, na dwa franki.
Liénard odmierzył, blady ze złości:
— Proszę to odesłać do kasy Nr. 10 dla pani Desforges — dodał.
Oddalając się, spostrzegła koło siebie panią Marty z córką Walentyną, panną wysoką, lat czternastu, chudą i dumną, która już pożerała towary, pożądliwem kobiecem okiem.
— Ach, to kochana pani! — zawołała.
— Tak, moja droga pani. Co za tłok!
— Dusić się trzeba. Powodzenie ogromne! Widziała pani salon oryentalny?
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/163
Ta strona została skorygowana.