— Pyszny, niezrównany!
Potrącane łokciami, popychane przez rosnącą falę niższej klasy, rzucającj się na takie wyroby wełniane, zachwycały się wystawą dywanów.
Potem pani Marty powiedziała, że szuka materyi na płaszczyk, lecz nie może się zdecydować, chce więc obejrzeć wełniane matelassé.
— Patrz mamo, szeptała Walentyna, to zanadto pospolite.
— Chodźmy do jedwabi, powiedziała pani Desforges. Trzeba zobaczyć ich sławne Paris Bonheur.
Jakiś czas pani Marty wahała się.
— To będzie za drogie, a tak uroczyście przyrzekłam mężowi, że będę rozsądną! — rzekła.
Od godziny ciągle kupowała, całe paki sprawunków noszono za nią; dla siebie nabyła mufkę, dla córki pończochy. Nakoniec powiedziała subiektowi, pokazującemu jej matelassé:
— Nie, pójdę do jedwabi; to wszystko mi się niepodoba.
Wziąwszy sprawunki, poprowadził on panie za sobą.
Przy jedwabiach także był tłum. Szczególniej ciśnięto się przed wewnętrzną wystawą Hutina, wykończoną mistrzowską ręką Moureta, w głębi halli, dokoła małej kolumny z lanego żelaza, podpierającej oszklenie. Był to jakby deszcz z materyj, fala kipiąca i rozlewająca się coraz szerzej. Najpierw tryskały atłasy jasne i jedwabie w de-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/164
Ta strona została skorygowana.