pełniało się tak dalece, że towary z całego magazynu spadały tam, z hukiem przerwanej tamy.
Przy jedwabiach taki był natłok, że panie Desforges i Marty, nie mogły zdobyć z początku wolnego subiekta. Stały zmięszane z tłumem dam, które oglądając materye macały je i godzinami całemi nie mogły się namyśleć. Największe jednak powodzenie miało Paris Bonheur, do którego z początku powstał taki szał; taka gorączka, że odrazu weszło w modę. Wszyscy subiekci, zajęci byli mierzeniem tej materyi; widać było po nad kapeluszami blade błyski rozwiniętych sztuk, wśród ciągłego przesuwania się palcy po dębowych łokciach, zawieszonych u rączek mosiężnych; słychać było szczęk nożyczek krających tkaninę i to bez ustanku, w miarę wyjmowania z pak, jak gdyby nie było dosyć rąk, żeby zadowolnić chciwe, wyciągnięte dłonie klientek.
— Trzeba przyznać, iż nie brzydka, jak na pięć franków i sześćdziesiąt centymów; rzekła pani Desforges, której się udało porwać jedną sztukę, na rogu stołu.
Pani Marty i córeczka jej Walentyna, doznały zawodu. Pisma tyle głosiły o tej materyi, że się spodziewały tęższej i z większymi połyskiem. Bouthemont, który poznał panią Desforges, chcąc złożyć hołd piękności władającej sercem Moureta, zbliżył się ze swą uprzejmością, trochę rubaszną, mówiąc:
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/167
Ta strona została skorygowana.