ki ludzkie, frazesa powtarzane sto razy przy kontuarach, brzęk złota na mosiężne blaty kas, oblegane ciżbą portmonetek; toczące się kosze, z których paczki nieustannie zsuwały się do ziejących paszcz suteren. Gęsty pył wszystko zasłaniał, nie można już było odróżnić oddziałów; tam norymberszczyzna zdawała się zatopiona; dalej w białych towarach, pas słońca wdzierającego się przez okno od ulicy Neuve Saint-Augustin, wyglądał jak strzała złota na śniegu; — tu, przy galanteryjnych i wełnianych towarach, zbita masa kapeluszy i szynionów, zakrywała wnętrze magazynu. Już nawet nie było widać toalet, tylko strój głowy, zdobny w kolorowe pióra i wstążki.
Gdzieniegdzie kapelusz męzki, stanowił czarną plamę; blada cera kobiet ze zmęczenia i gorąca, przybierała przejrzystość kamelii. Nareszcie, dzięki silnym łokciom, Hutin utorował drogę swym paniom, idąc przed niemi. Ale wszedłszy na wschody, Henryeta już nie zastała Moureta, który pogrążył właśnie Vallagnosa w serce tłumu, żeby go do reszty odurzyć; sam doznając także fizycznej potrzeby skąpania się w swym sukcesie. Rozkosz tamowała mu oddech; gdy go tłoczono ze wszech stron, zdawało mu się, że to długi uścisk całej jego klienteli.
— Proszę pań na lewo — powiedział Hutin, zawsze ugrzeczniony, pomimo wzrastającego rozdrażnienia.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/173
Ta strona została skorygowana.