— O, dziękuję — odpowiedziała Dyoniza — napiliśmy się mleka w kawiarni, naprzeciw dworca kolei.
Widząc, że się Genowefa przypatruje zawiniątku, leżącemu na ziemi, dodała:
— Zostawiliśmy walizę na stacyi.
Rumieniła się, pojmując, że w ten sposób nie przybywa do nikogo. Jeszcze w wagonie, skoro tylko pociąg wyruszył z Valognes, uczuła żal i przestrach; dlatego pozostawiła walizę i zaprowadziła dzieci na śniadanie.
Nagle odezwał się Baudu:
— Pogadajmy teraz krótko a zwięźle. Pisałem wprawdzie do ciebie, ale już przeszło rok temu, a w ciągu tego roku moje dziecko, interesa wcale się nie poprawiły.
Zamilkł, jakby dławiony wzruszeniem, którego niechciał okazać. Pani Baudu i Genowefa, z miną zrezygnowaną, spuściły wzrok ku ziemi.
— O, to tylko stan przejściowy, jestem spokojny. Jednakże zmniejszyłem swój personel, mamy teraz tylko trzy osoby i ciężkie czasy niepozwalają na przyjęcie czwartej. Dlatego nie mogę się pomieścić u siebie, moje dziecko, chociaż o tem pisałem.
Dyoniza słuchała go przerażona, blada. On zaś dodał jeszcze:
— Na nicby się to nie zdało, ani nam, ani tobie.
— Dobrze, stryju; — wymówiła z trudnością — postaram się radzić sobie sama.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/19
Ta strona została skorygowana.