tniając czyste linie jej dziewiczych ramion. Włosy splecione w grube warkocze, nie były wprawdzie elegancko ułożone, ale przynajmniej upięła je mocno. Zasnąwszy w ubraniu, z oczami znużonemi od płaczu, obudziła się około czwartej godziny, zawstydzona swą drażliwością nerwową. Natychmiast wzięła się do zacieśniania sukni i całą godzinę spędziła przed wązkiem lusterkiem, z grzebieniem we włosach, nie mogąc w żaden sposób tak ich uczesać, jak sobie życzyła.
— Ach, dzięki Bogu! — przemówił Mouret — wyglądasz dziś panno daleko lepiej... Tylko te nieszczęsne kosmyki...
Wstał i zaczął poprawiać jej uczesanie, tak poufale, jak to wczoraj próbowała pani Aurelia.
— Proszę to włożyć za ucho. Warkocze za wysoko upięte.
Nie otwierała ust, pozwalając z sobą wszystko robić co zechciał. Pomimo postanowienia że będzie silną, weszła do gabinetu zlodowaciała, tak była pewną, że ją odprawią. Widoczna życzliwość Moureta nie uspakajała jej; obawiała się go ciągle i doznawała przy nim przykrego wrażenia, które jej się wydawało naturalne, wobec potężnego człowieka, trzymającego jej losy w swem ręku. Skoro spostrzegł, że tak drży, gdy się on dotyka jej karku, pożałował tego ruchu życzliwego, przedewszystkiem zaś obawiał się utraty swej powagi.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/192
Ta strona została skorygowana.