dających na kolana i karmiących ją pochlebstwy, których gruba ta postać potrzebowała, aby zachować powagę. Jakiś czas pani Frédéric zdawała się nienależeć do spisku, ale musiało to pochodzić tylko z nieuwagi, bo wkrótce okazała się również ostrą, gdy spostrzegła, ile złego może jej wyrządzić dobre zachowanie się Dyonizy. Wówczas poczuła się zupełnie opuszczoną; wszystkie się pastwiły nad „źle uczesaną”; żyła wśród nieustannej walki i pomimo ogromnej odwagi, z trudnością mogła się utrzymać w swym oddziale.
Takie było jej życie obecne: musiała się uśmiechać, okazywać się odważną i uprzejmą i chodzić w jedwabnej sukni, niebędącej jej własnością. — Upadała od zmęczenia, źle karmiona, źle traktowana, pod wieczną groźbą grubiańskiego wydalenia. Pokoik jej był jedynem schronieniem, jedynem miejscem, gdzie się mogła wypłakać, gdy w ciągu dnia za wiele przecierpiała. Lecz tam panowało dokuczliwe zimno pod dachem cynkowym pokrytym warstwą śniegu grudniowego, zmuszoną była zwijać się w kłębek na żelaznem łóżku, przykrywać się wszystkiem co miała pod ręką z ubrania, płacząć pod kołdrą, żeby chłód niepobruździł jej twarzy. Mouret nie przemawiał już do niej ani słowa. Porywały ją dreszcze gdy przy zajęciu spotkała Bourdoncle’a, przeczuwała w nim bowiem, zawziętego wroga, który nie przebaczał najmniejszego uchybienia. Pośród ogólnej niechęci, zadziwiała ją życzliwość inspektora Jouve;
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/196
Ta strona została skorygowana.