Państwo Baudu nie byli to źli ludzie, lecz się uskarżali, że los im nie sprzyjał. Podczas kiedy się w handlu powodziło, musieli wychowywać pięciu chłopców, z których trzej umarli w dwudziestym roku życia, czwarty źle się pokierował, a piąty niedawno odpłynął z wojskiem do Meksyku, jako kapitan. Pozostała im tylko Genowefa. Lecz tak liczna rodzina, wymagała znacznych wydatków; Baudu dobił się jeszcze, kupiwszy w Rambouillet, w rodzinnej stronie swego teścia, ogromne drewniane domostwo; ztąd to pochodził kwaśny humor starego kupca, prawego aż do manii.
— Trzeba było uprzedzić — ciągnął dalej, coraz bardziej rozdrażniony własną szorstkością. — Mogłaś do mnie napisać, byłbym odpowiedział, żebyś się nieruszała z miejsca. — Na wiadomość o śmierci twego ojca, odezwałem się z tem, co się zwykle w takich razach mówi; ale mi tu spadasz tak niespodzianie... To mię trochę wprowadza w kłopot...
Podniósł głos, bo mu to sprawiało ulgę; żona i córka milczały ze spuszczonemi ku ziemi oczami, jako osoby uległe, niepozwalające sobie nigdy mieszać się do interesów. Słuchając tych wykrzyków, Jan bladł a Dyoniza przyciskała do piersi przelęknionego Pépé i dwie ogromne łzy spłynęły jej z oczu.
— A więc dobrze, mój stryju, zaraz się ztąd oddalimy.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/20
Ta strona została skorygowana.