dzie, a wracała najczęściej już o jedenastej, zatem Dyoniza słyszała tylko jak się jej sąsiadka kładła do łóżka, nigdy jej nie widując w godzinach wolnych od zajęć.
Tej nocy Dyoniza znowu wzięła się do szewctwa. Oglądała swoje trzewiki, rozmyślając nad tem, jakim sposobem mogłaby je nosić jeszcze cały miesiąc. Nakoniec wziąwszy grubą igłę, postanowiła przyszyć podeszwę, która lada chwila mogła odpaść; — tymczasem zaś kołnierzyk i mankiety, mokły w miednicy pełnej mydlin.
Już było dziesięć minut po jedenastej, kiedy posłyszała kroki w korytarzu i podniosła głowę. Znowu któraś z panien opóźniła się. Poznała, że to Paulina, posłyszawszy drzwi otwierające się w sąsiedztwie. Wielkie było jej zdumienie, gdy koleżanka leciuchno do niej zapukała.
— Śpiesz się, to ja.
Niewolno było pannom odwiedzać się w pokoikach. Dyoniza prędko zatem obróciła klucz w zamku, aby sąsiadka nie została schwytaną na gorącym uczynku przez panią Cabin, pilnie przestrzegającą przepisów.
— Widziałaś ją? — zapytała spiesznie, zamykając drzwi.
— Kogo? panią Cabin? — powiedziała Paulina. O, ja się jej nie boję. Za sto sous można ją kupić. Potem dodała: spostrzegłam światło u ciebie, a już od tak dawna chciałam pogawędzić. Na do-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/202
Ta strona została skorygowana.