— W tym względzie jestem uczciwą, oburzają mię dziewczęta oddające się pierwszemu lepszemu. Nie namawiam cię bynajmniej do złego prowadzenia się — dodała żywo. Wcalebym sobie nie życzyła naprzykład, żeby mnie widziano w towarzystwie z waszą Klarą; bałabym się być posądzoną o takie pohulanki, na jakie ona sobie pozwala. Ale skoro się z kim żyje spokojnie i nie ma się sobie nic do zarzucenia... Czy ci się to takie brzydkie wydaje?
— Nie — odpowiedziała Dyoniza — ale mnie nie bierze ochota do tego.
Znowu zapanowało milczenie. W tym lodowatym pokoiku, obie się uśmiechały, wzruszone tą cichą rozmową.
— Zresztą trzeba czuć sympatyę — powiedziała zarumieniona.
Paulinę bardzo zadziwiły te słowa. Roześmiała się nakoniec i uściskała powtórnie, mówiąc:
— Ależ moja kochana, jak się dwoje ludzi spotka i podoba się sobie... Śmieszna jesteś! Przecież cię nikt nie zmusi. Chcesz, żeby nas Baugé zawiózł w niedzielę za miasto? Wziąłby kogo ze znajomych swoich...
— Nie — odpowiedziała Dyoniza ze swym łagodnym uporem.
Paulina przestała nalegać.
— Każda z nas jest panią swoich postępków — rzekła. — Mówiłam to przez dobroć serca, bo mi
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/207
Ta strona została skorygowana.