swój dziecięcy spokój. Tylko spotkanie się z Hutin’em poruszyło jej serce. Zresztą sądziła, że to tylko wdzięczność, że ją ujął swoją grzecznością.
Ile razy przyprowadził jaką klientkę do oddziału, Dyoniza była zmieszaną. Kilka razy, powracając z kasy, chwytała się na uczynku, że naddaje niepotrzebnie drogi, aby przejść przez hallę jedwabi, doznając przytem jakiegoś dławienia w gardle. Pewnego popołudnia zastała tam Moureta, który zdawał się ją ścigać wejrzeniem i uśmiechem. Już się nią wcale nie zajmował; czasami tylko zwrócił się z jakąś radą, tyczącą się jej ubrania, albo zażartował z niej jako z nieudanej dziewczyny, nawpół dzikiej, podobnej do chłopca, — z której nigdy nie uda mu się zrobić kokietki, chociaż był do tego zręcznym, jako mężczyzna szczęśliwy w miłostkach. Śmiał się z niej nawet, pozwalał sobie przekomarzań, niechcąc przyznać się do wrażenia, jakie na nim wywierał wdzięk wątłej dziewczyny z temi osobliwemi włosami. Niemy jego uśmiech przyprawiał ją o drżenie, jak gdyby popełniła błąd jaki. Czyżby wiedział dlaczego przechodzi przez hallę, chociaż sama nie mogłaby wytłómaczyć, co ją tam popycha?
Hutin zresztą niespostrzegał wcale wejrzeń wdzięczności młodej dziewczyny. Te panny nie były w jego guście, udawał nawet, że niemi pogardza, przechwalając się coraz więcej swem nadzwyczajnem powodzeniem z klientkami, jakaś ba-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/214
Ta strona została skorygowana.