— Czy to nie pan Hutin? — zawołała Paulina.
— A tak, — podchwycił Baugé, zasłaniając ręką oczy od słońca — poznaję łódź mahoniową... Drugą muszą zajmować studenci.
Zaczął opowiadać o starej nienawiści, powodującej częste starcia, między młodzieżą szkolną a kantorowiczami. Dyoniza, usłyszawszy imię Hutin’a nagle się zatrzymała; z naprężonym wzrokiem śledziła za łódką pomykającą jak strzała, szukając młodzieńca pomiędzy wioślarzami; lecz mogła dojrzeć tylko kobiety, jak dwie białe plamy, z których jedna, w czerwonym kapeluszu, siedziała przy rudlu. Glosy ginęły wśród szmeru rzeki:\
— Do wody kapelusze!
— Perkaliki do wody!
Wieczorem weszli do restauracyi na wyspie; ale ponieważ powietrze się oziębiło, trzeba było zasiąść do jedzenia w jednej z dwóch sal, gdzie wskutek wilgoci zimowej, obrusy czuć było jak by praniem. O szóstej godzinie zabrakło stołów; spacerujący tłoczyli się, szukali kącika, a chłopcy miejscowi ciągle znosili krzesła i ławki, zścieśniali talerze i zapychali miejsca ludźmi. Duszono się do tego stopnia, że trzeba było otworzyć okna. Nastąpił już zmierzch, topole rzucały cienie tak nagle, że restaurator nieprzygotowany do nakrywania stołów w pokoju, w braku lamp, musiał postawić po jednej świecy na każdym stole. Hałas stawał się ogłuszający od śmiechów, nawo-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/227
Ta strona została skorygowana.