tin’em. Czyżby go miała kochać, kiedy tak cierpi? Wśród bolesnego zamieszania uczuć, nawet sobie nie odpowiadała. Czując dławienie w gardle i trzęsienie rąk, przestała jeść.
— Co ci jest, droga? Zapytała przyjaciółka.
— Nic, trochę tu za gorąco. — Wymówiła z cicha Dyoniza.
Ale stół Hutin’a był obok. Ujrzawszy znanego sobie Baugé, rozpoczął bardzo głośno rozmowę, żeby wciąż zwracać na siebie uwagę.
— Powiedz mi — krzyczał — czyście wy zawsze cnotliwi w waszem Bon Marché?
— Nie tak bardzo — odpowiedział zaczerwieniony Baugé.
— Tam tylko dziewice przyjmują i jest konfesyonał dla subiektów, którzy na nie spoglądają. Piękny mi dom, gdzie się żenią, dziękuję!
Zaczęto się śmiać: Liénard, należący do tego towarzystwa, dodał:
— To nie tak jak w Luwrze: tam jest etatowa akuszerka w dziale okryć. Słowo honoru!
Wesołość wzrosła. Paulina śmiała się jak szalona, tak ją ta akuszerka zabawiła. Lecz Baugé był oburzony żartami z czystości obyczajów jego domu, więc nagle zawołał:
— Piękni i wy jesteście w Magazynie Nowości. Wyrzucają was za drzwi, za jedno słowo i macie pryncypała, który tak wygląda, jakby hakami przyciągał klientki.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/230
Ta strona została skorygowana.