rał się dojrzeć jej twarz, lecz wtem usłyszał ciche łkanie.
— O! mój Boże! pani płaczesz! — wykrzyknął. Czy sprawiłem ci przykrość?
— Nie! nie, — wyszeptała.
Siliła się powstrzymać łzy, ale napróżno. Przy stole już myślała, że jej serce pęknie. Obecnie zaś w ciemności, pozwoliła płynąć łzom, które ją dławiły i myślała o tem, że gdyby Hutin był na miejscu Deloche’a i prawił jej czułości, byłaby wobec niego bezsilną. To wyznanie przed sobą uczynione, zmięszało ją bardzo. Płonęła jej twarz ze wstydu, jakby już padła pod temi drzewami w objęcia tego młodzieńca, który tak jawnie paradował z dziewczętami.
— Nie chciałem panią obrazić — powtarzał Deloche, gotów rozpłakać się także.
— Posłuchaj pan — powiedziała głosem jeszcze drżącym, wcale się nie gniewam; tylko proszę, żebyś się do mnie w ten sposób, więcej nie odzywał. To czego żądasz, jest niepodobieństwem. Zacny z pana chłopiec, pragnę więc być twoją przyjaciółką, ale niczem więcej, rozumiesz?
Drżał cały i uszedłszy kilka kroków w milczeniu, wybąkał:
— Słowem, pani mię nie kochasz?
Ponieważ przez litość nie chciała go zasmucić zabójczem „nie“, przemówił znowu głosem słodkim i wzruszonym.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/234
Ta strona została skorygowana.