robotnik z żółtemi włosami, który wyczekując, spoglądał na nią przez szyby.
Od tego czasu stało się to faktem niezaprzeczonym. Dyoniza miała kochanka i ukrywała dziecko w dzielnicy. Zarzucano ją złośliwemi przymówkami. Zrozumiawszy pewnego razu o co ją posądzają, zbladła wobec tych potwornych oszczerstw. Tak to się jej wydało ohydne, że chcąc się wytłómaczyć, bąknęła:
— Ależ to moi bracia!
— Tak, bracia! — rzekła Klara swym blagierskim tonem.
Pani Aurelia była zmuszoną wmieszać się.
— Milczeć! lepiej pozmieniajcie panny te etykiety. Pannie Dyonizie wolno się źle prowadzić po za magazynem... byleby tu pracowała...
Ta sucha obrona była wydaniem wyroku. Dyoniza zgnębiona, jakby ją oskarżono o występek, napróżno starała się uniewinnić. Śmiały się i wzruszały ramionami, ona zaś pozostała z raną w sercu. Skoro się te wieści rozeszły, Deloche tak był oburzony, iż zapowiedział, że spoliczkuje sklepowe od okryć; powstrzymała go tylko obawa skompromitowania jej. Od wieczoru w Joinville, przechował dla niej uległą miłość, przyjaźń prawie religijną, którą jej okazywał wejrzeniem przywiązanego psa. Nikt niepowinien był podejrzywać ich uczuć, bo śmianoby się z nich; lecz to nic nie przeszkadzało marzyć o zemście, gdyby się kto odważył skrzywdzić ją, w jego obecności.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/247
Ta strona została skorygowana.