Mignot i Liénard podjęli się przemówić w imieniu kolegów. Wśród ogólnego milczenia, uszy się natężyły, przysłuchiwano się głosom, wychodzącym z sąsiedniej sali, dokąd weszli Mouret z Bourdonclem. Znaleźli oni, że mięso jest doskonałe. Mignot zbity z tropu tym spokojnym wyrokiem, powtarzał:
— Trzeba je gryźć, żeby sądzić.
Liénard zaś, pokazując rybę, łagodnie powiedział:
— Ależ ona cuchnie!
Wówczas Mouret odezwał się serdecznie, że gotów wszystko zrobić dla dobra swych podwładnych, że jest ich ojcem, że wołałby jeść suchy chleb, aniżeli widzieć ich źle żywionych.
— Przyrzekam panom zbadać tę kwestyę — zakończył podnosząc głos, ażeby go wszyscy słyszeli.
Śledztwo dyrekcyi było skończone; znowu powstał szmer widelców. Hutin mruknął:
— Tak, tak... liczcie na to. Nie skąpią grzecznych słówek, ani obietnic! ale karmić cię będą staremi podeszwami, albo też jak psa, wypędzą za drzwi.
Subiekt, który się już raz zwracał do niego, zapytał:
— Więc mówisz, że wasz Robineau?
Lecz brzęk talerzy przygłuszył głos jego. Subiekci sami je sobie zmieniali; stosy na prawo i na lewo zmniejszały się. Skoro pomocnik ku-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/261
Ta strona została skorygowana.