— Bardzo ładnie, moja panno... tak, to ładnie... bardzo ładnie!... Czy panna myślisz, że ja pozwolę w suterenie na takie ładne rzeczy...
Ścigał temi słowy, podczas gdy wracała do magazynu z gardłem zdławionem ze wzruszenia, nie wiedząc jak się bronić. Żałowała teraz, że biegła; trzeba się było wytłómaczyć i przedstawić brata. Znów będą ją podejrzywać o jakieś brudy; napróżno przysięgałaby, nie uwierzą. Tym razem znowu zapomniawszy o panu Robineau, weszła wprost do kantoru.
Nie tracąc ani chwili, Jouve udał się do dyrekcyi, dla złożenia raportu; ale mu lokaj powiedział, że pryncypał od kwadransa jest zajęty rozmową z Bourdonclem i Robineau. Drzwi były otwarte; Mouret wesoło zapytywał subiekta: czy dobrze czas spędził na urlopie. Nie było mowy o wydaleniu go. Owszem naradzano się nad ulepszeniami w oddziale.
— Czy sobie czego życzysz, panie Jouve? — zawołał Mouret. — Wejdź że proszę.
Lecz jakiś instynkt powstrzymał inspektora; Bourdoncle wyszedł na korytarz, wołał więc jemu powiedzieć rzecz całą. Powoli przeszli obok siebie galeryę szali, jeden pochylony mówił z cicha, drugi słuchał, nie zdradzając ani jednym rysem surowej twarzy, jakiego doznaje wrażenia.
— Dobrze, dobrze — powiedział i zakończył rozmowę.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/279
Ta strona została skorygowana.