Doszedłszy do oddziału okryć, wszedł właśnie w tej chwili kiedy pani Aurelia robiła Dyonizie wymówki.
— Zkąd wracasz? — pytała? — Może tym razem nie powiesz przynajmniej, żeś chodziła do pracowni. Doprawdy, to ciągłe wymykanie się, nie może trwać dłużej.
— Pani Aurelio! — odezwał się Bourdoncle.
Zdecydował się na stanowczy krok; nie chciał się radzić Moureta, bojąc się jego słabostki. Pani Lhomme, przystąpiła do niego i zaczęło się na nowo opowiadanie historyi. Cały oddział był w oczekiwaniu, przewidując jakąś katastrofę... Nakoniec z miną uroczystą, rzekła:
— Panno Dyonizo!
Jej cesarska maska przybrała nieubłaganą niewzruszoność wszechmocności.
— Proszę iść do kasy!
Okropne te słowa, głośno zadźwięczały w oddziale, gdzie nie było podówczas klientek. Dyoniza stała wyprostowana i blada, bez tchu. Potem odezwała się przerywanemi słowy:
— Ja? Ja? Za cóż? Czem-że zawiniłam?
Bourdoncle odpowiedział ostro:
— Wiesz panna za co i lepiej zrobisz nie wyzywając objaśnień.
Następnie zaczął mówić o krawatach i dodał, że byłoby to pięknie, gdyby wszystkie sklepowe miewały schadzki z mężczyznami w suterenach.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/280
Ta strona została skorygowana.