Dyoniza od rana ulegała pokusie. Ten magazyn tak rozległy, do którego w ciągu godziny, więcej osób weszło, niż u Cornaille’a w pół roku, odurzał ją i pociągał. Obok chęci wejścia tam, czuła jakiś nieokreślony przestrach, który jeszcze bardziej ją pociągał. Jednocześnie sklep stryja, sprawiał na niej przykre wrażenie; czuła wzgardę niewyrozumowaną, odrazę instynktową, do tej lodowatej nory staroświeckiego handlu. Doznane wrażenia: wejście nieśmiałe, kwaśne przyjęcie przez krewnych, smutne, jakby więzienne śniadanie, samotne oczekiwanie w tym martwym, konającym domu, wszystko to się złożyło na niemy protest i silne pożądanie życia i światła. Pomimo dobrego serca, oczy jej zwracały się ku Magazynowi Nowości, jak gdyby się w niej odezwała panna sklepowa, czująca potrzebę rozgrzania się, przy płomieniu tego wielkiego ruchu.
— Tam przynajmniej są ludzie, aż miło patrzeć! rzekła mimo woli.
Lecz zaraz pożałowała tego, spostrzegłszy obie Baudu przy sobie; sama pani, która oddawna skończyła śniadanie, stała, biała jak zawsze, kierując białe oczy ku potworowi, i pomimo rezygnacyi, nie mogła go widzieć, dostrzegać go po drugiej stronie ulicy, ażeby niema rozpacz nie zwilżała jej powiek. Co się tycze Genowefy, to z wzrastającym niepokojem uważała, iż Colomban, niepodejrzywając iż go śledzą, stał w za-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/29
Ta strona została skorygowana.