wę, pomimowoli drżąc z radości, iż jest z kobietą, która była tak blizko Klary. Dyoniza wskutek tego jeszcze się bardziej zbliżała do Magazynu Nowości.
Przy końcu września, doświadczyła najczarniejszej nędzy. Pépé zachorował na silny i niepokojący katar; trzeba go było koniecznie żywić bulionem, ona zaś nie miała chleba. Pewnego wieczoru, kiedy zrozpaczona głośno płakała, w tym kryzyzie, jaki popycha dziewczęta w rynsztok albo do Sekwany, stary Bourras lekko zapukał: przyniósł jej chleb i blaszankę bulionu.
— To dla malca — powiedział szorstko. — Nie płacz tak głośno, bo niepokoisz lokatorów.
Gdy mu dziękowała z nowym wybuchem łez, powiedział:
— Dajże już panna pokój... przyjdź jutro pogadać ze mną. Mam dla panny robotę.
Bourras przestał używać robotnic, odkąd Magazyn Nowości zadał mu okropny cios, urządzając u siebie sprzedaż parasoli i parasolek. Dla zmniejszenia wydatków, sam dokonywał wszystkiego: czyścił, naprawiał i szył. Zresztą klientela tak dalece zmiejszyła się, że niekiedy wcale nie miał roboty. Dla tego to umieściwszy Dyonizę nazajutrz w jednym kącie sklepu, musiał obmyślać dla niej zajęcie. Przecież nie mógł na to pozwolić, żeby umierano w jego domu.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/294
Ta strona została skorygowana.