gałkę rzeźbił z wielką fantazyą i urozmaiceniem: to kwiaty, to owoce, to zwierzęta lub głowy, a wszystko to było drgające życiem.
— Dzisiejsi fabrykanci to nieuki, którzy po prostu przyklejają materyę do fiszbinów — mówił — kupują rączki hurtem gotowe. Tyle też za nie biorą, ile warte... Zaginęła już sztuka, słyszysz panna?
Zczasem ośmieliła się jednak Dyoniza. Przepadając za dziećmi, zażądał żeby Pépé przychodził bawić się do sklepu. Skoro malec zaczął się czołgać na czworakach, nikt się już nie mógł ruszyć: ani ona zajęta w głębi sklepu naprawianiem koronek, ani Bourras, rzeźbiący drzewo swym scyzorykiem przy oknie. Codzień powtarzała się ta sama robota i te same rozmowy. — Pracując nie przestawał on mówić o Bonheur des Dames i niezmordowany był w objaśnianiu, jak stoi obecnie jego straszny pojedynek. Od r. 1845, zajmował on ten dom, który wydzierżawił na lat trzydzieści, za tysiąc osiemset franków rocznie: ponieważ zwracało mu się tylko tysiąc franków za cztery umeblowane pokoje, wypadało osiemset franków za sklep. Było to tanio, zwłaszcza, że nie ponosił kosztów odświeżania, bo jeszcze długo mógł wytrzymać w tym stanie. Słuchając starca mogłoby się zdawać, że zwycięztwo jego jest niewątpliwe, że pochłonie potworu.
Nagle pytał:
— Czy oni mają takie psie głowy?
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/296
Ta strona została skorygowana.