tak on jak koledzy, będą musieli robić ogromne poświęcenie, żeby tak dobrą materyę sprzedać tak tanio. Ale gdyby ich miało to nawet zrujnować, przysięgli, że zabiją wielkie magazyny. Właśnie gdy podano kawę, wzmogła się wesołość przybyciem Vinçarda. Przechodząc wstąpił on na parę słów do swego następcy.
— Świetna — rzekł macając materyę. — Daję panu słowo, że ich zabijesz! Mówiłem, że złote jabłko bierzesz odemnie.
On sam wziął restauracyę w Vincennes Było to dawne jego marzenie, skrycie pielęgnowane podczas kiedy się męczył na ulicy Neuve-des-Petits-Champs, drżał o to, że nie zdąży sprzedać sklepu przed ostateczną ruiną i poprzysięgał sobie, że tylko w taki handel włoży nieszczęsne swe pieniądze, gdzie można dobrze kraść. — Myśl o restauracyi przyszła mu do głowy na weselu kuzyna, gdzie kazano zapłacić dziesięć franków za pomyje z pływającemi kluskami.
Wobec państwa Robineau tak był uradowany, że się przez nich niespodziewanie pozbył złego interesu, że jego twarz, tryskająca zdrowiem, z małemi okrągłemi oczkami i szerokiemi usty, zdawała się być jeszcze pełniejszą.
— A pańskie cierpienia? — zapytała uprzejmie pani Robineau.
— Co? moje cierpienia? — bąknął zadziwiony.
— Tak, reumatyzm, który panu tak dokuczał.
Przypomniał sobie i zarumienił się lekko.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/308
Ta strona została skorygowana.