— Wiesz panna, co nowego? — zawołał pewnego wieczoru parasolnik, gdy powróciła do domu.
— Nie, panie Bourras.
— Ci łotrzy kupili hotel Duvillarda! Jestem obsaczony!
Machał długiemi rękami, porwany taką wściekłością, że jeżyła mu się biała grzywa.
— Jest w tem jakaś plątanina, której trudno zrozumieć — mówił dalej. Podobno ten hotel należał do Kredytu Nieruchomego, a prezes baron Hartmann, jakoby ustąpił go naszemu sławnemu Mouretowi... Teraz mię otoczyli ze wszystkich stron: z prawej, z lewej, z tylu, ot tak samo, jak ja tę gałkę, co trzymam w ręku.
Istotnie tak było; poprzedniego dnia podpisany został akt sprzedaży. Maleńki domek Bourrasa, ściśnięty pomiędzy Magazynem i hotelem Duvillarda, a przyczepiony jak jaskółcze gniazdo do szczeliny w murze, skazany był na zmiażdżenie w tym dniu, kiedy Magazyn zawładnie hotelem. Dzień ów nastąpił, kolos obsaczył słabą zawadę, otoczył ją nagromadzonemi towarami, groził że ją pochłonie, połknie, jedynie siłą potężnego tchnienia. Bourras czuł, że sklep jego trzeszczy w tym uścisku. Zdawało mu się, że już maleje; lękał się, że on tam zostanie pochłonięty i przejdzie na drugą stronę, wraz z parasolami i laskami; tak owa straszna maszyna sapała w tej chwili.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/315
Ta strona została skorygowana.