uczepiony jej ręki, starał się nadążyć małemi nóżkami. Zapomniała o biednym malcu, aż wreszcie rzekł:
— Zaprędko idziesz, mateczko.
Wtedy usiadła na ławce i dziecko z wielkiego zmęczenia usnęło na jej kolanach. Trzymała je przyciśnięte do dziewiczej piersi, z wzrokiem zatopionym w ciemności. Gdy w godzinę potem zwolna wróciła na ulicę Michodière, miała znowu, zwykły spokojny wyraz twarzy rozsądnej dziewczyny.
Stary Bourras ujrzawszy ją zdala, zawołał:
— Tam do licha... stało się... ten łotr Mouret kupił mój dom!
Szalał ze złości; rozbijał się sam jeden po swym sklepie, z tak gwałtownemi ruchami, że zdawało się, iż szyby powybija.
— Ach, ten padalec, ta żmija. To ten owocarz pisze do mnie. A wiesz panna, za ile sprzedał mój dom? za sto pięćdziesiąt tysięcy franków; cztery razy drożej niż wart! To mi złodziej! Wyobraź sobie, że wziął za pozór moje upiększenia; tak, skorzystał z tego, że dom odświeżony. Pókiż oni będą żartować ze mnie?
Ta myśl że z jego malowania skorzystał owocarz, doprowadzała go do szału. Teraz Mouret stał się jego właścicielem; jemu będzie musiał płacić; u niego, u tego nienawistnego współzawodnika będzie odtąd mieszkał; myśl o tem do reszty o rozpacz go przyprawiała.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/323
Ta strona została skorygowana.