na! Kupili dom, więc im się zdaje, że i mnie już mają! Skończona rzecz, nie dostaną go. Byłbym może ustąpił, ale kiedy już do nich należy, niechaj go spróbują wziąść!
— Więc to prawda? — odezwał się Baudu flegmatycznie. Zapewnił mię ktoś o tem, więc przyszedłem się dowiedzieć.
— Ośmdziesiąt tysięcy franków! — powtarzał Bourras. Dla czego nie sto tysięcy? Co mnie oburza, to właśnie ta suma. Czy myślą, że dla ich pieniędzy popełniłbym niegodziwość? Nie dotkną go, klnę się na Boga.
Dyoniza odezwała się swym spokojnym głosem:
— Dostaną go za dziewięć lat; jak kontrakt pański się skończy.
Pomimo obecności stryja, zaczęła potem zaklinać starca, żeby przyjął propozycyę. Przekonywała go, że się walka stała niemożliwą, że się mierzy z siłą wyższą, że byłoby szaleństwem, gdyby nie przyjął fortuny, która mu w rękę wpada. Ale on ciągle przeczył głową. Za dziewięć lat spodziewał się już nie żyć i na to nie patrzeć; podnosząc pięści ku niebu przysięgał, że się to nigdy nie stanie za jego życia.
— Słyszysz, panie Baudu? — mówił — synowica pańska stoi po ich stronie. Jej zlecili, żeby przełamała mój upór. Z tymi zbójcami trzyma, daję słowo honoru.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/325
Ta strona została skorygowana.