wzrokiem na kuzynkę. Po krótkiem milczeniu, zapytała nagle:
— Powiedz mi prawdę... czy on ją kocha?
Dyoniza czuła że się oblewa rumieńcem. Zrozumiała doskonale że mówi o Colombanie, lecz udając zdziwienie, zapytała:
— Kto taki, moja droga?
Genowefa kiwała głową z niedowierzaniem.
— Nie kłam, proszę cię; oddaj mi tę przysługę. Ty musisz wiedzieć, czuję że wiesz, a ja chcę mieć pewność. Byłaś koleżanką tej kobiety, widziałam jak cię Colomban gonił i mówił z tobą po cichu. Dawał ci dla niej jakieś polecenia, wszak prawda? O! błagam cię, powiedz prawdę; przysięgam ci, że mi to wyjdzie na dobre.
Dyoniza nigdy jeszcze nie doznała podobnego kłopotu. Spuszczała oczy przed tem dzieckiem, zawsze niemem, lecz wszystko odgadującem. Lecz zdobyła się na tę siłę, by ją łudzić jeszcze.
— Ależ on ciebie kocha!
Wówczas Genowefa uczyniła rozpaczliwy ruch.
— Nie chcesz mi powiedzieć — rzekła. Zresztą wszystko mi jedno. Widziałam jak wymyka się ciągle na chodnik, żeby na nią patrzeć, ona zaś na górze, śmieje się jak szalona... Pewno spotykają się gdzieś później.
— Co to, to nie, przysięgam ci; — wykrzyknęła zapominając się Dyoniza, byleby choć tej pociechy udzielić stroskanej dziewczynie.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/338
Ta strona została skorygowana.