się nią i dreszcze go przechodziły na myśl, że ona króluje nad Klarą.
Wieczorem, kiedy pani Baudu leżała już w łóżku, mąż przechadzał się długo po pokoju. Było dość ciepło i nastała odwilż. Pomimo zamkniętych okien i spuszczonych rolet, dochodziło sapanie maszyny z przeciwka.
— Wiesz o czem myślę, Elżbieto? — odezwał się nakoniec. Chociaż ci Lhomme’owie zarabiają dużo pieniędzy, nie chciałbym być w ich skórze. Wiedzie się im, to prawda. Ona sama, jak powiada, w tym roku zarobiła około dwudziestu tysięcy franków, dlatego mogła mój biedny dom nabyć. Mniejsza o to! nie mam już wprawdzie domu, ale za to nie chodzę w jedną stronę, a ty się nie szastasz w drugiej... Nie, oni nie muszą być szczęśliwi.
Ciągle jeszcze bolał nad swą wielką ofiarą i czuł złość do ludzi, którzy kupili marzenie jego. Zbliżył się do łóżka żony gestykulując, potem odszedłszy do okna, milczał chwilę, przysłuchiwał się hałasom warsztatowym i znowu wrócił do zarzutów i rozpaczliwych skarg na okropne czasy:
— Kto to widział, aby subiekci więcej zarabiali od kupców? Kasyerowie nabywają posiadłości swych pryncypałów! Dlatego wszystko upada i rodzina przestała istnieć, ludzie żyją po hotelach, zamiast uczciwie spożywać posiłek przy rodzinnem ognisku...
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/347
Ta strona została skorygowana.