Bourras, był to starzec wielkiego wzrostu, z głową proroka, z długiemi włosami i brodą, przenikliwe jego oczy wyglądały z pod brwi gęstych jak las. Sprzedawał on laski i parasole, przyjmował reparacye, rzeźbił nawet rączki, co mu w dzielnicy zjednało sławę artysty. Dyoniza rzuciła okiem na szybę sklepową, za którą parasole i laski stały szeregiem. Podniosła oczy w górę i została zdziwiona widokiem domu: była to rudera, zacieśniona pomiędzy Magazynem Nowości a wielkim pałacem z czasów Ludwika XIV. Wtłoczona niewiadomo jakim sposobem w tę ciasną szczelinę, ze swemi dwoma nizkiemi piętrami. Gdyby nie podpory z prawej i lewej strony, musiałaby się zawalić. Szyfer na jej dachu wykrzywił się i przegnił. Od frontu były dwa okna ze szparami w murze; dokoła długie zrudziałe plamy ciągnęły się po desce szyldu, na wpół spruchniałego.
— Wiesz pan, że pisał do właściciela tego domu, proponując mu kupno; powiedział Bourras, wpatrując się bystro w sukiennika, ognistem swem okiem.
Baudu jeszcze więcej pobladł i zwiesił głowę. Dwaj kupcy stali naprzeciw siebie w głębokiem milczeniu.
— Trzeba gotowym być na wszystko, bąknął nakoniec.
Bourras zakipiał wtedy, wstrząsnął włosami i kędzierzawą brodą.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/35
Ta strona została skorygowana.