przecież nie ukradnie! To rzecz nie do uwierzenia, tak dobrze wychowana dziewczyna!
Pani Baudu nic nie mówiła. Zapewne odgadła męki zazdrości swej córki; ale nie widziała potrzeby wtajemniczać w to męża. Dziwna kobieca lękliwość, przeszkadzała jej zawsze dotykać tkliwych kwestyj. Widząc że milczy, zwrócił swój gniew ku ludziom z przeciwka; wygrażał pięściami w stronę warsztatu, gdzie właśnie tej nocy, kładziono żelazne wiązanie, z wielkim hukiem młotów.
Dyoniza postanowiła wrócić do Magazynu Nowości, miarkując że państwo Robineau, zmuszeni są zmniejszyć personel, ale nie śmieją jej wydalić. Ażeby się jeszcze jako tako utrzymać, musieli oni sobie sami wystarczać. Gaujean upierał się w swej złości, prolongował kredyt, obiecywał nawet wynaleźć fundusz, ale biednego Robineau strach ogarniał; chciał spróbować jak mu pójdzie przy oszczędności i rządności. Przez ciąg dwóch tygodni Dyoniza czuła, że im przymnaża kłopotu; dla tego pierwsza zmuszoną była powiedzieć, że ma miejsce gdzie indziej. Było to rodzajem ulgi. Pani Robineau, uściskała ją wzruszona, zapewniając, że będzie jej zawsze żałować. Gdy na jej pytanie odpowiedziała, że wraca do Moureta, Robineau mocno zbladł i wykrzyknął gwałtownie:
— Dobrze pani robisz!
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/354
Ta strona została skorygowana.