Daleko trudniej było o tem zawiadomić Bourrasa, jednakże musiała mu wypowiedzieć mieszkanie; drżała, czując głęboką wdzięczność dla niego. Bourras właśnie bezustannie był zły, znajdując się wśród zgiełku sąsiedniego warsztatu. Wozy z wapnem zagradzały drzwi od sklepu; oskardy uderzały w jego ściany; od uderzeń młotów laski i parasole podskakiwały. Zdawało się, iż lepianka uporczywie stojąca, pośród ogólnego zburzenia, rozpadnie się na dwoje. Lecz najgorsze było to, że budowniczy, pragnąc połączyć kantory istniejące już w magazynie, z urządzonemi w dawnym hotelu Duvillarda, wpadł na pomysł przekopania podziemnej komunikacyi pod domkiem, który je rozdzielał. Dom ten należał do Moureta; ponieważ w kontrakcie było zastrzeżone, iż lokator nie ma prawa przeszkadzać reperacyom, robotnicy zjawili się pewnego ranka. Bourras o mało nie dostał apopleksyi. Niedośćże jeszcze, iż go ściśnięto ze wszech stron: z prawej, z lewej i z tyłu, jeszcze musieli go chwytać za nogi, usuwać z pod niego grunt. Wypędził więc mularzy i procesował się. Zgoda na reparacye, ale w tym razie, rzecz idzie tylko o upiększenie. Dzielnica, nie przesądzając zresztą, przypuszczała, że on wygra sprawę. W każdym razie, proces ten mógł się długo ciągnąć, roznamiętniano się więc do tego pojedynku bez końca.
W dzień, kiedy Dyoniza postanowiła pożegnać Bourrasa, wracał on właśnie od adwokata.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/355
Ta strona została skorygowana.