— Czy dasz wiarę — krzyczał — twierdzą teraz, że dom nie jest dość mocny i że trzeba wznowić fundamenta... Do licha! Cóż dziwnego, że się chwieje, kiedy go ciągle obruszają temi piekielnemi maszynami.
Potem kiedy mu Dyoniza oznajmiła, że się rozstaną, że wraca do Moureta z pensyą tysiąca franków, był tak zdumiony, że w milczeniu wzniósł drżące ręce do góry i ze wzruszenia padł na krzesło.
— Ty! ty! przebąknął. Słowem, ja jeden zostaję... sam jeden!
Po chwili milczenia, spytał:
— A malec?
— Wróci do pani Gras, ona go bardzo kochała — odrzekła Dyoniza.
Znowu umilkł. Byłaby wolała, żeby wybuchnął, wymyślał i wygrażał pięścią, bo ten starzec przygnębiony, osłupiały, zasmucał ją strasznie. Gdy ochłonął z wrażenia, zaczął jednak znowu krzyczeć.
— Tysiąc franków! to nie do odrzucenia! Wszyscy tam pójdziecie. A więc idź, pozostaw mię samotnym... Tak! samotnym... rozumiesz. Zawsze będzie jeden, który karku nie ugnie. I powiedz im, że proces wygram, chociażbym miał sprzedać ostatnią koszulę.
Dyoniza dopiero w końcu miesiąca miała opuścić państwa Robineau. Widziała się z Mouretem i wszystko zostało ułożone. Pewnego wie-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/356
Ta strona została skorygowana.