czoru, wracając do siebie, spotkała Deloche’a, oczekującego w bramie, który ją zatrzymał. Bardzo był uszczęśliwiony tą wiadomością; w całym magazynie o tem tylko mówiono. Opowiadał jej wesoło rozchodzące się tam plotki:
— Rozumie się, że te panie od okryć strasznie się krzywią. Naraz dodał:
— Ale, ale, pamiętasz pani Klarę? Otóż zdaje się, że pryncypał... rozumie pani?
Zaczerwienił się; ona zaś zbladła i wykrzyknęła:
— Pan Mouret!
— Osobliwy gust, prawda? — odrzekł, kobieta podobna do konia. Ta mała bieliźniarka, która była u niego dwa razy przeszłego roku, jest przynajmniej milutka. Zresztą, to jego rzecz.
Dyoniza wróciła do domu, czując że omdlewa... Zapewne od szybkiego wejścia na wschody. Oparta o okno, miała rodzaj wizyi z Valognes. Ukazały jej się puste ulice z brukiem mchem porosłym; w dzieciństwie miała bowiem ten widok przed oczami. Opanowała ją chęć ujrzeć to na nowo, skryć się w zapomnieniu i prowincyonalnej ciszy. Paryż ją drażnił; nienawidziła Magazynu Nowości, sama nie wiedziała dla czego tam wraca. Cierpiała mocno i czuła, że cierpieć jeszcze więcej będzie wskutek opowiadań Deloche’a. W tej chwili, bez powodu, łzy puściły się jej z oczu, musiała więc odejść od okna. Długo płakała, poczem wróciła jej odwaga do życia. Naza-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/357
Ta strona została skorygowana.