— Milcz pan! — powiedziała żywo.
Ale było już za późno. Genowefa musiała słyszeć, bo ani kropli krwi nie było widać w jej twarzy. W tej chwili weszła pani Bourdelais, jedna z ostatnich wiernych klientek Vieil Elbeuf, gdzie znajdowała trwałe towary. Pani de Boves, oddawna uległszy modzie, przeniosła się do Magazynu Nowości; pani Marty również przestała bywać, zwabiona wystawami z przeciwka. Genowefa zmuszoną była zbliżyć się, aby spytać swym matowym głosem:
— Czego pani sobie życzy?
Pani Bourdelais chciała obejrzeć flanele. Colomban wyciągnął z przegródki sztukę, a Genowefa ją pokazywała i oboje z zimnemi rękami, stali blisko siebie po za kontuarem. Baudu wyszedł nakoniec z salki, w ślad za żoną, która zaraz usiadła na ławeczce przy kasie. Z początku nie wdawał się do sprzedaży: uśmiechnął się do Dyonizy i stał, patrząc na panią Bourdelais.
— Nie dosyć ładna — rzekła ta pani. Pokaż pan co mocniejszego.
Colomban podał drugą sztukę: nastąpiła krótka chwila milczenia. Pani Bourdelais przyglądała się flaneli.
— Po czemu?
— Sześć franków — odpowiedziała Genowofa.
— Sześć franków, ależ naprzeciwko taka sama jest po pięć!
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/360
Ta strona została skorygowana.