purpurowem niebem, pałały jak odblaski pożaru.
Pani Marty szukała frazesu dla wyrażenia swego zachwytu, lecz zdobyła się tylko na wykrzyk:
— To czarodziejski widok!
Potem chcąc się zoryentować, rzekła:
— Sznurowadła są w oddziale drobnych towarów... kupię sznurowadło i ucieknę.
— Będę pani towarzyszyła — powiedziała pani de Boves. — Prawda, Bianko, przejdziemy się tylko przez sale.
Lecz zaraz u wejścia te panie nie wiedziały gdzie się zwrócić, udały się na lewo, lecz ponieważ przeniesiono drobny towar, trafiły do garnirunków, potem do strojów. Pod galeryami było bardzo gorąco, panował tam upał oranżeryjny, wilgotny i duszny, przepełniony mdłym zapachem tkanin, który głuszył kroki, krążącej publiczności. Powróciły potem do drzwi, gdzie się już utworzył prąd wychodzących: nieskończona defilada kobiet i dzieci, pod obłokami z czerwonych baloników, których przygotowano czterdzieści tysięcy i oddzielną służbę wyznaczono do ich rozdawania. Wychodzące klientki, napełniły powietrze, jakby tysiącem baniek mydlanych, uwiązanych na końcach niewidzialnych nitek, w których odbijał się pożar parasolek. Magazyn cały wydawał się być uiluminowany.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/389
Ta strona została skorygowana.