tował, że się już nigdy nie zdarzy podobna okazya do kupna.
— Dziewiętnaście sous, czy podobna! — rzekła pani Marty, zachęcona również jak córka. — Śmiało mogę wziąść dwie, przecież to nas nie zrujnuje.
Pani de Boves patrzyła na to wzgardliwie. Nienawidziła ona propozycyj i uciekała od zapraszającego subiekta. Pani Marty zaś, nie pojmowała jej nerwowego wstrętu, mając inną naturę. Była ona z liczby tych szczęśliwych kobiet, które lubią być zmuszane i rozkoszują się sposobnością, że wszystkiego mogą się dotknąć i czas na czczej gadaninie tracić.
— Teraz idźmy prędzej po sznurowadło... Niechcę już nic więcej widzieć.
Jednakże przechodząc przez salę fularów i rękawiczek, uległa znów pokusie. Pod rozpierzchłem światłem były tam wystawione towary w jaskrawych i wesołych kolorach, sprawiające prześliczny efekt. Kontuary ustawione symetrycznie, wyglądały jak grzędy kwiatowe, robiąc z halli parter francuzki, uśmiechający się gamą pięknych kwiatów. Na gołych stołach, w otwartych pudłach, wyjętych ze zbyt pełnych przegródek, widać było cały zbiór fularów: mocno czerwone jak geranium, mleczno białe jak petunje, złocisto żółte jak chryzanty, niebieskie jak werbena; a wyżej na drucianych prętach, układały się w wieńce; chusteczki niedbale zarzucone, rozwinięte wstążki, cały jaskrawy sznur, który się
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/391
Ta strona została skorygowana.