Na nieszczęście przy drobiazgach taki był tłok, że się nie mogła dostać do nikogo. Obie z córką czekały już z dziesięć minut, zaczęły się niecierpliwić, lecz w tej chwili weszła pani de Bourdelais, z trojgiem dzieci. Ze spokojną miną pięknej i praktycznej kobiety, zaczęła się ona tłómaczyć, że chce dziatwie pokazać wystawę. Magdalena miała lat dziesięć, Edmund osiem, a Lucyan cztery; śmiała się dziatwa radośnie, była to zabawa niekosztowna, którą im oddawna obiecywano.
— Oryginalne są te parasolki, muszę kupić czerwoną — odezwała się nagle pani Marty, drepcąca z niecierpliwości, że nie kupuje i że tak długo stoi, nic nie robiąc.
Wybrała parasolkę za czternaście franków pięćdziesiąt centimów; — pani Bourdelais śledząca jej kupno wzrokiem nagany, powiedziała przyjaźnie:
— Niepotrzebnie pani się pośpieszyłaś; za dwa tygodnie dostałabyś ją za dwanaście franków... O! mnie z pewnością nie skuszą!
Rozwinęła przed nią teoryę dobrej gospodyni:
— Ponieważ magazyn obniża ceny — rzekł — więc najlepiej czekać. Co do mnie, nie chcę być wyzyskiwaną; wolę sama korzystać z ich okazyj. Lubię nawet żartować sobie w ten sposób, że im nigdy nie dam zarobić ani grosza.
— Obiecałam dzieciom pokazać obrazki w salonie na górze, chodź pani więc ze mną, przecież masz czas wolny.
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/393
Ta strona została skorygowana.