— Może pani sobie życzy tanich podwiązek? — zapytał subiekt panią Desforges, widząc, że stoi nieruchoma. — Czysto jedwabne, po dwadzieścia dziewięć sous.
Nie raczyła odpowiedzieć. Naokoło niej piszczały propozycye coraz natarczywiej. Zaczęła się jednak oryentować: kasa Alberta Lhomme była od niej na lewo; znając ją z widzenia, pozwalał sobie na uprzejmy uśmiech, wcale się nie spiesząc, pomimo oblegającej go fali faktur. Po za nim Józef potniał nad pudłami i szpagatem, nie mogąc nadążyć z pakowaniem kupionych przedmiotów. Zmiarkowała nakoniec, że jedwabie muszą być nawprost niej; — ale upłynęło dziesięć minut, zanim tam doszła z powodu zwiększającego się ciągle natłoku. W powietrzu mnożyły się czerwone baloniki; uwiązane na niewidzialnych nitkach, tworzyły one obłok purpurowy, kierowały się zwolna ku wychodowi i rozpraszały się ciągle po Paryżu; — pani Desforges zmuszoną była uchylić głowę pod lotem baloników, kiedy bardzo małe dzieci trzymały je, okręciwszy sobie nitkę koło rączek.
— Jakto! pani się odważyła? — wykrzyknął wesoło Bouthemont, ujrzawszy panią Desforges.
Naczelnik kantoru, wprowadzony przez samego Moureta, bywał u niej teraz czasami na herbacie. Wydawał jej się wprawdzie pospolity, ale bardzo miły, z przyjemnym sangwinistycznym humorem, który ją zadziwiał i bawił. Zresztą
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/402
Ta strona została skorygowana.