Desforges, idące zwolna po wschodach, mówił głośniej i gestykulował mimowoli. Strzegąc się obrócić ku nim głowę, ożywiał się jednak w miarę jak się zbliżały. Twarz pokryła mu się rumieńcem i oczy wyrażały trochę tego upojenia i zachwytu, jakim dawały się ogarnąć wszystkie klientki.
— Muszą cię porządnie okradać, — szepnął Vallagnosc, dostrzegając u tego tłumu zbrodnicze fizyognomie.
Mouret roztworzył szeroko ramiona.
— To przechodzi wszelkie wyobrażenie.
Uradowany z nadarzającego mu się słuchacza, począł przytaczać mnóstwo szczegółów i faktów, klasyfikując zarazem kradnącą publiczność. Po pierwsze: złodziejki z powołania, najmniej szkodliwe, bo je policya zna prawie wszystkie; po drugie: złodziejki, ulegające manii, pełne złych żądz, okazy nowej nerwozy, których ostry stan przypisuje pewien alienista, pokusom nasuwanym przez wielkie magazyny. Nakoniec, kobiety ciężarne, obierające sobie pewną specyalność; naprzykład: u jednej z nich, komisarz policyi, znalazł dwieście czterdzieści osiem par rękawiczek różowych, jakie skradła we wszystkich składach paryzkich.
— Więc dla tego mają tu kobiety takie dziwne oczy! — szepnął Vallagnosc. Przyglądałem się właśnie ich żądnym i zawstydzonym minom, któ-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/408
Ta strona została skorygowana.