siebie w lustrze; siedziała więc, przyglądając się własnemu odbiciu „Musiałam się zestarzeć, kiedy mnie zdradza dla pierwszej lepszej dziewczyny” — pomyślała. Zwierciadło odbijało cały oddział i ruch w nim panujący; ale ona widziała tylko swoją bladą twarz, nie słyszała, że w tyle Klara opowiada Małgorzacie o jednym z wybiegów pani Frédéric, która rano i wieczór nadkładała sobie drogi, przechodząc pasażem Choiseul, aby myślano, że może mieszka na lewym brzegu.
— Oto najnowsze fasony; mamy je w kilku kolorach — rzekła Dyoniza.
Rozłożyła pięć czy sześć płaszczyków, które pani Desforges oglądała wzgardliwem okiem, za każdym, starając się być jeszcze dokuczliwszą. Na co te zmarszczki, które ścieśniają ubranie? a ten kwadratowy w ramionach? wygląda zupełnie jakby siekierą odrąbany. Nawet w podróży nikt nie lubi wyglądać, jak budka szyldwacha.
— Proszę mi pokazać co innego.
Dyoniza rozkładała i składała płaszczyki, nie pozwalając sobie na żadną oznakę niechęci; ale właśnie jej spokój i cierpliwość drażniły jeszcze bardziej panią Desforges. Ciągle zwracała ona oczy ku zwierciadłu. Będąc obok Dyonizy, przeglądała się porównywając ją z sobą. Czy podobna, żeby ktoś wolał tę nic nieznaczącą istotę odemnie? Przypomniała sobie, że to jest ta sama dziewczyna, która przybywszy do magazynu, miała tak głupią i niezgrabną minę, jak gdyby
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/411
Ta strona została skorygowana.