prosto od gęsi. Prawda, że dziś przyzwoiciej wygląda w tej swojej jedwabnej sukni; ale jakaż nędzna, jaka banalna!
— Pokażę pani inne modele; — rzekła znów spokojnie Dyoniza.
Gdy powróciła, powtórzyło się toż samo: teraz sukno było za ciężkie; w złym gatunku. Pani Desforges obracała się, podnosiła glos, chcąc koniecznie zwrócić uwagę pani Aurelii w nadziei, że wyłaje dziewczynę. Ale ona od powrotu swego, zwolna opanowała oddział i była tak już jak u siebie. Pani Aurelia przyznawała jej rzadkie zalety jako sklepowej: obejście słodkie i uprzejme. Dla tego też wzruszyła tylko ramionami, nie odzywając się wcale.
— Gdyby pani była łaskawa powiedzieć w jakim rodzaju sobie życzy... — rzekła Dyoniza z ugrzecznieniem, którego nic zachwiać nie mogło.
— Ależ wy nic nie macie! — wykrzyknęła pani Desforges, lecz umilkła zaraz zdumiona, że ktoś rękę na jej ramieniu położył; była to pani Marty, którą żądza nabywania, gnała po wszystkich magazynach. Sprawunki jej do takiej ilości doszły po krawatkach, rękawiczkach haftowanych i ponsowej parasolce, że ostatni ze sprzedających jej subiektów, umyślił położyć wszystkie na krześle, bo nieudźwignąłby na ręku i szedł przed nią, ciągnąc to krzesło, na którem piętrzy-
Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/412
Ta strona została skorygowana.